środa, 21 marca 2018

Zima. Tak, ten zbrodniarz wojenny. Tu była bardzo rozległa metafora nt. procesów norymberskich i Argentyny, ale ostatecznie, nie jestem gotowa na popisywanie się swoją historyczną niewiedzą, wtykając w wymyślne literackie zabiegi, pełne nieścisłości historie.
Zdecydowanie pomocnym jest wizualizowanie swojego przeciwnika, słabości, które chce się pokonać. Uosobiłam sobie tą zimę i wyimaginowanymi zaciśniętymi piąstkami próbuję zadać kilka mocnych sierpów, a następnie kopniaków, leżącej i dogorywającej, jako że dziś mamy pierwszy dzień wiosny. Boże, ale jestem zła. To tylko zrzucanie odpowiedzialności za swoje porażki na ten abstrakt, ale konfrontacja z faktem, że to na mnie spoczywa wina, jest trudniejsza niż wyjście na przebieżkę. Albo w zasadzie, tak samo trudna, bo coś mnie do tej pory zatrzymywało w domu, cosik to wszystko jest połączone, bieganie z pisaniem też. Zmuszenie się do tego, czego brak w moim życiu też doprowadzało do przeróżnych stanów w ostatnich miesiącach, było to chyba po części symbolem, odzwierciedleniem bardziej, tego, czego tak się bałam. Dopuszczenia do siebie natłoku myśli, które zawsze przychodzą, gdy biegam. Taka jest już natura (serio?) tego sportu i dlatego też przez ostatnie, nie wiem, 5 lat, regularnie go uprawiałam, by się oczyścić z nadmiaru negatywnych myśli i wypocić wszystkie lęki. Jak ten narkotyk, coś, że jad żaby jakiejś z Amazonii? Że tam się przykłada i co, potem tam się rzyga i się jest zdrów jak ryba, czy coś. Nie, chyba to nie tak było. W każdym razie, to nie ten pieprzony zbrodniarz, Zima, ponosi odpowiedzialność za moje lenistwo, ani astmo-podobna przewlekła choroba płuc, na którą, podobno, jestem teraz skazana. W sumie to nie wiem, jak to działa, że podczas przymiarki sukni ślubnej (o ile tak można nazwać wciskanie się w nią jak w za mały kombinezon płetwonurka w pokoju u Cioci, jednocześnie wyginając się i wijąc jak wężowidło, by tylko ta [Ciocia] nie zobaczyła satanistycznego tatuażu na moich plecach, w zasadzie to po fakcie dokonanym zakupienia owej sukni i perspektywie 100 dni na zwrot), zaniepokojona swoim odstającym brzuchem, zaczęłam snuć hipochondryczne hipotezy na temat domniemanej przepukliny, ciąży, eee... Wszystko to po to, by nie zdać sobie sprawy, że jest za zimno, by uprawiać sporty na wolnym powietrzu, a ja codziennie opierdalam sobie jakieś przysmaki, leżąc w pozycji foki przed komputerem. Przysięgam, tak było. No i znowu piąstki zacisnęły się w brudnych od zaschniętej krwi przeciwnika bokserskich rękawicach. Te wszystkie metafory i wzrost agresji mają swoją genezę w uzależnieniu od netflixowych, marvelowskich seriali. Tutaj mi się włączył Tata Murdock na przykład. W każdym razie... Legenda głosi, że można biegać bez informowania o tym społeczności internetowej, ale w grę wchodzi też codzienna motywacja, pompowanie ego, takie tam. A to spełnia swoją rolę. Dosyć milczenia w sprawie krzywd, które wyrządziło mi to trzymiesięczne przedłużenie zamrażarki na naszą szerokość geograficzną. Dosyć. Znowu poruszam się w świecie złudzeń i wyparcia, "dosyć beznadziejnych wymówek, że ekhy ekhy się duszę, biorę bardzo wyciszające wszelkie stany pobudzenia leki i w ogóle, że jestem biedna, zmarznięta i słabiutka".