piątek, 31 marca 2017

Takie takie wrażenia. Złe wrażenia. Ale nie w sensie, że się sprawia złe wrażenia, tylko bardziej ponure przeczucia, lekkie ukłucia niepokoju. Pierwsze, to takie wrażenie, jak się lata cały dzień, cośtam, dużo się dzieje, a zjadło się tylko 70% miseczki owsianki rano i garść cukierków z dni otwartych Uniwersytetu. Potem się wraca i ma się na wszystko ochotę, więc żeby nie przesadzać z rozpustą, to się wlewa do miseczki dwa małe jogurty naturalne activia, łyżeczkę nasion szałwii hiszpańskiej, garść muesli i łyżkę masła orzechowego, miesza miesza miesza i je i potem się ma taaakie wyrzuty sumienia, że ma się przykre wrażenie, że coś w środku mnie pęcznieje, ale nie błonnik, nie, jakieś komórki tłuszczowe. Nawet na karku! A narzeczony w Warszawie na cały weekend, światowiec się znalazł. Inne wrażenie, że to się zrobiło już naprawdę złe wrażenie na drugiej z kolei siostrze narzeczonego, bo po jednym piwie powiedziało się "Ale nienienienie Julka ja Ci przysięgam, jest publiczna filmówka w Gdyni! Taka, co współpracują z Łodzią!" i po tygodniu Julce się przypomniało, że jej obiecałam, że jej to znajdę i szukam i nic takiego nie istnieje, ale no naprawdę, jak byłam w klasie maturalnej, to Mama mi mówiła, że w telewizji mówili, że taki oddział Łódzkiej filmówki będzie w Gdyni! Zawsze Alek mi mówi, że mam wrażenie, że nikt mnie nie lubi, bo za bardzo się staram. Lol. Nie, ale naprawdę, jakby się nad tym zastanowić, to bardzo haha ha, bo narcyzm. Inne wrażenia, to że maseczka koreańska YOJA cośtam buster łota wajtamin si itd., ma taką konsystencję, jakby wnętrze mantarynki rozbełtać z białkiem jaja i potem nie mam zielonego pojęcia, czy mam to DELIKATNIE WKLEPAĆ OPUSZKAMI PALCÓW, czy serio zmyć, nie znam koreańskiego, a nigdzie w internecie nie ma informacji na ten temat, ale podejrzewam, że zmyć. Światowy narzeczony nie odpisuje, jest mi bardzo przykro. Mam też złe przeczucie, że mi się coś nie uda, w sensie, że naprawde nie dam rady zdać tej pracy w tym roku, czemu w ogóle Beckett, nie mam pojęcia, dzisiaj córka mojego promotora kilkunastoletnia incognito na dniu otwartym mojego instytutu anglistyki i amerykanistyki jakoś przywróciła mi wiarę w sens tego całego przedsięwzięcia i w ogóle dzieciaki są super czasem. Odobraziłam się na UG i przestałam śpiewać "W. oddawaj moje dwa miliony" za każdym razem, jak dr W. znikał za winklem, no bo przez wielką pomyłkę nie dostałam stypendium rektora za marzec, ale może już o tym pisałam, i jakos ogólnie jest mi przykro, że jest piątek wieczór, a ja chyba sobie ugotuję dwie pyzy z mięsem za karę, że mi Alek nie odpisuje, a już dawno skończył seminarium.