środa, 22 marca 2017

Mimo że zaniechałam psychologizowania w momencie, gdy przestałam mieć cokolwiek wspólnego ze studiowaniem psychologii, czasem nie rozumiem pewnych rzeczy i próbuję je usilnie zrozumieć, tłumacząc sobie, najczęściej chyba, Freudem. Nie rozumiem moich pokrętnych obronnych mechanizmów, które koniec końców nie chronią mnie przed lękiem, a tak naprawdę, uświadamiając sobie ich działanie, ów lęk odczuwam ze zdwojoną mocą. Takie tam, że przed dorosłością, tłumem ludzi w TKMAKSIE itd., to jedno, ale dlaczego w momencie, gdy już NAPRAWDĘ powinnam usiąść do pisania licencjatu, nagle piszę tu i dlaczego w momencie, kiedy powinnam w zasadzie czytać opowiadanie Hemingwaya na fakultet i w ogóle na ten fakultet wyjść, olewam uczelnię drugi dzień z rzędu i idę sobie radośnie hasać po lesie? Ucieczka, 100% ucieczka. Ładnie to sobie wszystko tłumaczę, słodkie cytryny (to też w temacie odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, ale ten mechanizm tak obrazowo pokazuje nie tylko moją miłość do owoców, ale i FUTILITY OF HUMAN EFFORTS, ten tytuł mojego rozdziału powtarzać będę do usranej śmierci, ale właśnie mi się przypomniało, jak zjadłam kilogram cytryn, żeby nie dostać w Bieszczadach okresu :/ wiejskie podania tak yy podają), o czym w zasadzie pisałam? A, że sobie tłumaczę noooo akurat na bieganie to czasu mi nie szkoda, akurat olanie fakultetu przeżyję, bo w końcu biegam! Tak, a nie ma lepszego nawilżenia fizis niż własne i osobiste sebum. No ewentualnie koreańska maska w płachcie, którą właśnie mam na swoim pryszczatym mocno licu. Jak to w końcu jest z tym przesileniem? Zapytałam wczoraj kilkukrotnie prawie zamężną Paulę, jedząc pudding chia w madisońskim biowayu. Nie wiemy, bo to też w sumie łatwo sobie tłumaczyć zawsze brak sił i chęci do wielu rzeczy aktualnym ustawieniem względem siebie planet, no ale dopóki nie wypadają nam włosy garściami, cieszmy się wiosną. Zakończyłam kulawo patetyczne frazesy. No i jeszcze jedna adnotacja, paulikowa fryzurka nigdy nie wychodzi z mody i pociesza mnie myśl, że mimo że ścinam włosy w następny wtorek, będe mogła uprawiać tą iluzję, chociaż nigdy nie wychodzi mi tak wyględnie, jak autorce. Ostatnio też pokusiłam się o niecny występek (niecny dla samej siebie i np. swoich kolan), zapisanie się na maraton. Tak, 42 kilosy, ej, a może o tym pisałam w poprzedniej notce? Tak rzadko tu zaglądam, że naprawdę nie pamiętam (i motywacją chyba jest, kurczę, wyżej wspomniana, bo może jeszcze tylko Ola czyta moje dziwne eseje od czasu do czasu), w każdym razie to już nieaktualne, bo naprawdę nie jestem w formie. Gdy się zapisywałam, przyświecała mi ta myśl, którą i wygłosiłam Rafikiemu na schodach Kurhausu jakiś czas temu - że to kwestia psychiki i jak sobie postanowię, że przebiegnę, to przebiegnę. Ale właśnie ta psychika zaczęła u mnie szwankować z powodu braku leków, ominięcia wizyty u lekarza, zorientowania się, że recepta się przedawniła 2 dni po jej przedawnieniu. Więc tak naprawdę, to próbuję teraz zniwelować AUTENTYCZNE oznaki pms-u i stwierdzoną ongiś bezsenność, bieganiem. I rowerem. No i jest bardzo ładna pogoda. Kocham wiosnę, naprawdę kocham wiosnę. Jeśli to czytasz, Alek, to daj mi proszę feedback, czy w końcu chcesz się ze mną żenić, no bo kurde sorry, 2 lata po oświadczynach, na jesień 2018 byłoby spoko, ale jeśli później, to ja rezygnuję. W końcu zegar biologiczny tyka. Bardzo głośno tyka i to wrzaskami dzieci wokół. A i ostatnia wzmianka o mechanizmach obronnych Zygmunt Inspired: uciekanie od wszystkiego w grę w gwinta, całe szczęście nie na pieniądze, ale gdy mówię "Ok, wracamy do realnego życia, już kończymy, no jeszcze jedna partyjka, ok, to teraz wracajmy. Na Skellige znaleźć Berserków!!!!" moja wewnętrzna Freya jest niepocieszona. I ostatnia, najpoważniejsza, najsmutniejsza. Jak bardzo można przerzucić uczucia, np. miłość. Nigdy mi nikt nie zastąpi rodziców, ale ja oczekuję od osoby, którą kocham bardzo dziwnych rzeczy i czuję, że mocno przerzuciłam uczucie z Mamy na Alka i to mocno boli, bo i tak wszystko zawsze się kończy, albo ktoś umiera, albo odchodzi, albo zdradza, albo przestaje kochać (mamy nie), więc ogólnie to jest bardzo niemiłe uczucie i np. Iron Maiden śpiewało, że jest cienka linia blabla, ja naprawdę mam sentyment do Iron Maiden, ale ostatnio lubię takie soundtracki do konkretnych pór roku, np. jesień 2016 - Massive Attack, Horseback i Death in June w drodze na koncert Death in June. Nie mogę sobie przypomnieć, z czym kojarzy mi się Kreta, ale czasem wspominam smak winogron prosto z dzikiego krzaczka. A w tym roku jedziemy na Sycylię, żebym mogła umrzeć pod Etną. I nie ma, że się boisz latać, Aleksander Parol, Ty jęczybuło. :/ Nie no, nie jest aż takim. Ma bardzo mocne uczulenie i poszedł ze mną biegać, co prawda przez 6-7 kilometrów wydawał się mocno naburmuszony, ale to może dlatego, że świeciło nam słońce w twarz, a go swędziały oczy itd. Papa.