piątek, 31 marca 2017

O rety, jeszcze jedno mi się przypomniało, jeśli chodzi o wrażenia jakieś negatywne. To takie ukłucie, jak jest źle i nagle z niewiadomych przyczyn Twoja jaźń sprowadza na powierzchnie wszystkie największe żenady Twojego życia. Ale takie chwile, na których myśl samą się czerwienisz i chcesz zniknąć z powierzchni wody (edit: napisałam "wody", dlaczego ja napisałam "wody"? oczywiście chodziło mi o planetę Matkę Ziemię), często towarzyszy przy tym tak wyraźny wstyd, jak w chwili, gdy się działo, często ma to związek z jakimiś okołoobrzydliwymi rzeczami albo na przykład bardzo tępymi pomyłkami, przejęzyczeniami, publicznym ośmieszeniem się. Dzisiaj miałam bardzo straszny sen i myślę, że to on tak negatywnie wpłynął na resztę dnia, choć tak naprawdę to i tak dość udaną. Pierwszą połowę tam sobie ominę, bo to są w sumie Oli prywatne sprawy, ale potem wracaliśmy z Alkiem z Jelitkowa i on nagle musiał jechać do Warszawy z Żabianki, polskim busem. No to wracałam na piechotę, a to około kilometr, może nawet więcej. I na ostatnim odcinku, sam taki mój osiedlowy prostokącik przy Chłopskiej, od Biedronki do mojego bloku... Nie miał prądu. I było naprawdę ciemno, naprawdę. I nawet żadnych świateł samochodów, księżyca, gwiazd, nic. No może taki naprawdę lekki zarys kształtów, ale bardzo się bałam i słyszałam wokół jakieś nieco pijańcze okrzyki, chyba nawet w moją stronę, ale postanowiłam pobiec ostatnie 150 metrów do swojego bloku i biegłam i biegłam i niby nie wiedziałam, ale jednak wiedziałam, że zaraz na kogoś wpadnę i wpadłam. I poczułam miękkość czyichś ubrań i ciepło ciała, ale wiedziałam, że wpadłam na złą osobę, tzn, po prostu sama wbiegłam na potencjalnego zabójcę-gwałciciela i jak mnie złapał w ferworze mojego wpadania, to już nie chciał puścić i zaczął obmacywać (a ja, nie wiedzieć skąd, miałam w ręku pustą butelkę po Frugo [?] i zaczęłam go okładać bezskutecznie), ale nawet nie miałam głosu w gardle, by krzyczeć i tylko tą świadomość, że naprawdę to ja sama na niego wpadłam, nikt mnie nie gonił, nie napadł, tylko że to moja wina. I Alek powiedział, że bardzo się rzucałam i krzyczałam głośno, a potem NIE WYOBRAŻACIE SOBIE jaka to była ulga, gdy odkryłam, że to sen. To wszystko brzmi bardzo tak filmowo/książkowo, że och uf uszczypnęłam się w policzek! Ale czułam w organizmie tak niewiarygodny skok adrenaliny, jakby to wszystko działo się naprawdę i w sumie cały dzień towarzyszyło mi uczucie jakiegoś takiego ciepła-ciała-zboczeńca. Więc przesrane tak ogólnie, bardzo się boję, zwłaszcza, że jestem sama w domu na dwa dni. :/ I pointa miała być taka, że to ukłucie jakiegoś wstydu na wspominki ośmieszenia jest podobne do tego, jak sobie przypominam ten sen.