piątek, 30 grudnia 2016

A co jeśli te wszystkie terminy psychologiczne, medyczne na ludzkie małe i większe wypaczenia, zostały wymyślone tak tylko sztucznie dla zaprzeczenia ludzkiej naturze, by wszyscy myśleli, że harmonia jest harmonią, a zdrowie zdrowiem? I że wypaczenie wypaczeniem nie jest i że "zaburzenia" to żadna wypadkowa genów, biochemii mózgu, wychowania, obserwacji, a jedyna prawdziwa "ja"? Wszyscy tak uwielbiają się separować od swoich chorób, obciążając odpowiedzialnością abstrakty, o których usłyszeli w filmach Allena, które usprawiedliwiają ich pierwiastek prawdziwej melancholii, mizantropii lub agresji. Pseudonauka pod szyldem psychologia to największe, najokrutniejsze uogólnienie, przypisujące indywidua do jednego, bezimiennego zbioru szaro-różowej masy - flegmy, ofiary masowej manipulacji, świadków iluzji. Melancholia nigdy nie była romantyczną, to najbardziej obiektywny i trzeźwy ze stanów, będący tylko dowodem na to, jak okrutnie bezcelowym jest związek tych wszystkich otaczających nas atomów.