wtorek, 30 sierpnia 2016

Dipol - antyporadnik

Dzisiaj podczas mojego (równo) godzinnego biegu, moje myśli błądziły po jakichś mrocznych ścieżkach. Myślałam, że wszystko wybiegałam, ale teraz leżę na boku i piszę to z czarną maską na twarzy, jedząc owsiankę (mimo że na zewnątrz jest ok 30 stopni w słońcu), w skrajnym niepokoju, bo bardzo się denerwuję, gdy: Adaś płacze, Karolina krzyczy, Karolina śmieję się po trzech sekundach. Wszystko zaczęło się ok. godziny 11, kiedy sąsiad intensywnie czymś napierdalał za oknem, jakby pręt o pręt, miarowo i bardzo głośno, a tu, gdy jest otwarty lufcik (dziwne słowo), każdy dźwięk bardzo się niesie. Nie to, żebym sypiała do takich godzin, ale po prostu idę dzisiaj na noc do pracy i musiałam jakoś się przestawić, nie biorąc leków aż do północy i czytając Wiedźmina (tak zgrywam ROBAKA KSIĄŻKOWEGO [postanowienie na nowy rok akademicki: czytać literaturę brytyjską XX wieku, w końcu dowiem się czegoś, co już i tak wiem o Aldousie Huxleyu!!!], tak naprawdę większość czasu, gdy Alek próbował zasnąć mamrocząc coś o chlebie serowym i przewracając się z boku na bok zgrzytając zębami, oglądałam urodowe vlogi i inne jutuby...). W każdym razie, gdy wstałam, Karolina zaproponowała mi niewegańską drożdżówkę z polskiego sklepu, a ja (o jaka biedna) nie umiem odmawiać, nawet kiełbasy z grilla trudno mi odmówić, nie wiem, nie umiem, no i stwierdziłam, że  zjem jej pół, z budyniem, ale tylko, gdy przebiegnę 10 kilometrów. Przebiegłam 10,6 we wspomnianą godzinę i owszem, zjadłam pół drożdżówki myśląc sobie, że ja to jestem stworzona do życia w jakimś śródziemnomorskim państwie, bo do szczęścia i rozbudzenia mózgu, potrzebna mi tylko kawa, dużo kawy i coś słodkiego. Petit cośtam, jak to mówią we Francji. Następnie usłyszałam relację prosto z Polski, z mojego rodzinnego miasta - Gdańska. Julka, moja siostrzenica lat 8 (za kilka dni), zapytała się swojej babci, mojej cioci, czy jeśli przez 2 dni, które zostały do roku szkolnego, będzie piła tylko wodę, a nic nie jadła, schudnie. Tak. Właśnie tak zapytała. Nie jestem w stanie zwerbalizować swojego gniewu, czy jakiegokolwiek uczucia, które właśnie mnie wypełnia, na tę wieść. Spierdolili mnie, spierdolili Karolinę, jak do kurwy nędzy, można robić to takiemu czystemu, niewinnemu dziecku ciągle wtrącając między wiersze, że coś się na niej opina lub wylewa, zwłaszcza, że naprawdę nie odbiega od żadnych norm. No kurwa. Więc poszłam biegać, nie wiedząc do końca co czuję i co mogę zrobić i czy jeszcze nie jest za późno. Ogólnie ostatnio ciągle chce mi się płakać/krzyczeć i byłam pewna, że to przez ciążę, a jak się okazało, że nie jestem w ciąży, to że na pewno przez okres, ale chyba jednak nie, bo nadal chce mi się płakać i moja samoświadomość i krytyczne spojrzenie na otoczenie się wzmaga. Chyba za bardzo coś wypierałam, bo teraz mnie rozwala. :) W każdym razie, podczas mojego wspaniałego biegu, moje myśli błądziły po wspomnianych już, mrocznych ścieżkach. Mrocznych ścieżkach serca - chciałam, żeby było wzniośle, wnet spostrzegłam się, iż jest to tytuł książki bodaj Koontz'a, stojącej na mojej półce w Gdańsku, nie opatentuję tego. Myślałam dużo o kolczykach w twarzy i o tym, co powie Ciocia. Albo w szkole, albo na uczelni. Niby nie powinnam się przejmować, uzewnętrzniając moją superalternatywną naturę, no ale gdy myśli zaczęły zbaczać na wokalistów zespołów nu-metalowych z lat 90tych albo jakiegoś Czada Krugera z Nikelbek albo Scootera i te tlenione włosy na cukier i właśnie.. Kolczyk labret pod wargą albo we brwi, zaczęłam w tym momencie odczuwać lęk większy, niż gdy wybiegałam z Arundel Drive. Po prostu mętlik. Nie chciałam już więcej myśleć o jedzeniu, bo ileż można, więc zaczęłam prowadzić ze sobą swój stały pseudoterapeutyczny wewnętrzny monolog, wizualizując terapeutyczną właśnie sesję, na którą mam nadzieję uczęszczać w najbliższych miesiącach, bo nie wiem, ile można czekać. Rozważałam sobie swoją dwubiegunowość i narcyzm i pomyślałam, że lol, ktoś mi czasem powinien dać w twarz. W wieku 23 lat zaczynam odkrywać, że naprawdę wiele moich problemów nie wydawałoby mi się takimi strasznymi, gdybym nie była w tak monstrualnym stopniu skupiona na sobie i swoim bólu dupy. Nie dość, że się chełpię, że jestem królową empatii, co jest przekłamane jak większość obecnych konfliktów zbrojnych na świecie (nie to, żeby za moją depresją stali Syjoniści), to jeszcze jestem przewrażliwiona na swoim punkcie w takim stopniu, że sama się dziwię, że jeszcze prowadzę jakieś interakcje społeczne. Powinnam chyba żyć w zamknięciu z lustrem i się podziwiać, a potem płakać i nienawidzić, podziwiać, a potem ciąć. Na wiele pytań odpowiedziałabym sobie teraz z prostotą inspirowaną Alkiem, "Czemu wiecznie czuję się od wszystkich gorsza?" "Bo się porównujesz" - mówi. As simple as that. W każdym bądź razie, gdy przychodzę na uczelnię w nowej sukience i uciskowych wyszczuplających gaciach pod pachy i myślę tylko o tym, że pod tymi trzema warstwami lajkry spływa mi kropelka potu po plecach, twarz już od dawna świeci, a szminka się zrolowała, więc jak u diabła mogą mnie obchodzić jebane ploteczki, nowinki, o których wszyscy zawzięcie dyskutują, a ja jestem uwięziona pomiędzy wielkim starciem poczucia wyższości i niższości, czemu po prostu nie przestać słuchać swoich nienawistnych, fałszywych myśli, tylko być przekonaną, że wszyscy poświęcają mi tyle uwagi, ile ja poświęcam sobie, skoro nie poświęcam im. No chore no. Tylko że widząc kiedyś jakiś pseudomądry obrazek z tumblra, oczywiście myśląc, że jest wymierzony we mnie, z premedytacją, bo wszyscy mają mnóstwo czasu, żeby myśleć o mnie i właśnie mnie atakować, że depresja to nie charakter, tylko biochemia mózgu, kłóci mi się to z zaburzeniami osobowości i tym, jak widzę, jak to dzieciństwo, obserwacje i geny także mnie ukształtowały, więc... No nie, czasem to nie jest tylko biochemia mózgu. Coś jednak wpoiło mi to przewrażliwienie i narcyzm w codzienną myślową rutynę i nie jestem do końca pewna, czy to dobrze, czy źle, że samoświadomość pozwala mi to także codziennie analizować, skoro ma to taki wpływ na moje życie chociażby społeczne, nie mówiąc już o zdrowiu i tak dalej. No i potem bardzo bolała mnie wątroba podczas tego biegu, nawet przebiegł mi przez myśl atak woreczka, lol, jaka hipochondryczka, ale to była tylko bolesna kolka, no i wróciłam i zjadłam tą połowę drożdżówki i pomyślałam o tym petit cośtam, a potem o tym, że zjem w Grecji dużo nabiału, ale może przynajmniej się ładnie opalę, bo nigdy mi się to nie podobało, ale teraz zaczyna. To był ostatni bieg sierpnia, przedostatni albo jeden z ostatnich w Anglii w te wakacje, przeraża mnie mój ulubiony miesiąc w roku - wrzesień i co mnie jeszcze nie przeraża, naprawdę ciężko wymienić. Cieszę się jedynie, choć umiarkowanie, że idę na ostatnie cztery nocki do pracy, bo w końcu pieniądze, kogo one nie cieszą, no i bardzo wtedy kreatywnie myślę, wyciągając z maszyny plastikowe kubeczki, mam bardzo dużo pomysłów na zdjęcia, ale i taką dziwną inicjatywę, której nigdy nie uiszczę, ale nieważne, czasem też myślę sobie w pracy o tym, jak bardzo kocham Alka i jak za nim tęsknię, ale potem bardzo się denerwuję, bo chciałabym mu pomóc, będąc pełnoetatową korektorką, ale potem nie mogę myśląc, że nie umiem/nie chce mi się/i tak nie umiem. I to też napędza jakąś spiralę, a potem denerwuję się na jeszcze innych 10 rzeczy, ale to już po pracy. I czasem mam ukłucia nienawiści/zazdrości/bezradności wobec siebie, ale przypominam sobie, że jednak postanawiam wyznawać chrześcijańskie wartości, w których na powyższe nie ma miejsca. I jednak umiar, więc wolę naturę niż konsumpcjonizm, a potem siebie uwielbiam, a potem siebie nienawidzę za to wszystko, co tu napisałam, a potem od nowa. Ale za tydzień już będziemy w Gdańsku od prawie 2 dni.
A teraz subiektywny wybór obrazów z folderu o nazwie, której nie przytocze, bo jest wstydliwa.