wtorek, 3 listopada 2015

"Nie użalasz się, boisz się, no kurwa" - right. Obecnie nadal marzę o wygranej w totolotka, ale gdybym już miała górę hajsu, zafundowałabym wszystkim, którym kocham, wszystko, żeby wiedzieli, że są zdrowi. No bo boję się no, co drugi dzień 10 razy powtarzam, że nie mam siły i to właśnie ta siła sprawcza słowa sprawia, że jej nie mam. Jakieś tam dramatyczne scenariusze teraz mam w głowie nie dlatego, bo drżę o swoje zdrowie i życie, ale chyba boję się np. bólu, albo zobaczenia w czyichś oczach siebie sprzed 3 lat, w sensie że bardzo bezradną, albo chowającą się pod kołdrą z Reflection w słuchawkach. Codziennie puszczałam Reflection. Coby nie złorzeczyć ani nie zapeszać, no gdzie, odpukać! Tfu! (mhm) Uznałam dziś, że więcej zaczerpnę z biegania niż dydaktyki i tym sposobem przebiegłam ponad 8 kilosów. Staram się tak minimum dwa razy w tygodniu, mimo coraz niższej temperatury działa to tak samo, ale jednak w angielskie wakacje rozładowywałam napięcie kilka razy bardziej. No, nie chciałam nikogo zabijać, a teraz to czasem się zdarzy. Łącznie z sobą. No nic, przespałam 70% poprzedniej doby i miałam szansę zapomnieć o poranku w przychodni na Pomorskiej, teraz przygotować się muszę na 10x straszniejsze rzeczy, muszę w ogóle się zebrać, żeby do nich doszło, ale po drodze też dobrodziejstwa i pląsy i Olsztyn i czuję, że to coś w rodzaju wyznaczania celów, by do nich dotrwać. Jak kiedyś Ciocia zabrała mi wszystkie noże z domu, to wsadziła też do zamrażarki kilka mrożonek, to taka swoista obietnica, że dotrwam razem z nimi do ich spożycia za te kilka tygodni/miesięcy.