piątek, 13 listopada 2015
Jeszcze nigdy nie szlam sama, by toczyc taka bitwe, przekonywac organ sprawiedliwosci, ze gdyby owa istniala, moje zycie od samego poczatku wyglądałoby zupelnie inaczej. Albo w ogole by go nie bylo. Chyba warta jestem tyle, ile moja chec ustapienia miejsca na świecie jakiejs niesplamionej grzechem duszy, ktora rzeczywiście ma w przeciwienstwie do mnie, szanse na szczęście. Musze patrzeć z żalem, niepodwazalnie, na cos, co mnie w polowie stworzylo i musze sie wstydzic, ze nie ma obejsc od genetyki i ze to naprawde połowa mnie. Kurde. Moge tez wierzyć w te slowa, ze rodzac sie nie wiemy nic, nie jestesmy zadni i swoje życie i wrażliwość zawdzięczac tylko Mamie, bo bez wrazliwosci byłabym nikim i kazdy, kto mnie zna, to wie. Jest tylko jeden sposob na sukces, zwyciestwo i tym samym szczęście i jest tak samo zależny jak i niezalezny od ludzkiej swiadomosci, tj. wiara w siebie, bardzo glebokie przekonanie, ze sie uda, ale bardzo rzadko wychodzi to w stu procentach, bo nie da sie zyc bez strachu, konstruktywny stres napędza i motywuje, przynajmniej do dążenia do ukontentowania, i by sie go pozbyc, ale gdy tylko niesmialo wkradnie sie myśl o mozliwosci porażki, staje sie trudniej. A co dopiero budzic sie i chodzić spać z ta myślą, ze strachem, ze po smierci nic nie ma, ze swiat jest maly, ze nie jestem wyjatkowa, ze jestem zlym człowiekiem, ze jestem grzesznikiem, ze nic nie osiagne, ze nic nie osiagnelam, ze nigdy nie zobaczę Mamy, ze nigdy nikt tak mnie nie będzie kochal. To wszystko wtedy wydaje sie nic nie warte, a jedynym zrodlem sensu zycia wydaje sie niezmienne w swojej jakosci uczucie do Tworu czyjegos umyslu, po prostu, pocieszenie w cudzych slowach, uluda poczucia zrozumienia i szczescie w bliskosci z kimś niezaprzeczalnie dobrym. Dobrze, że z nas dwojga to ja robie z siebie debilke na Tool Nightcie i ze przynajmniej Alek nie fika jak strzelony piorunem.