poniedziałek, 8 listopada 2010

The Mission

Nie znam mniej odpowiedniego momentu na strzelenie noci tutaj, niż teraz, ale strzelam, bo zrobił się lekki zastój, jak zauważyły moje dwie najwierniejsze fanki. Muszę obczaić całą genetykę, bo w sumie nie wiem dlaczego, ale nie ruszyłam jej przez weekend, ach no tak, już wiem, bo uczyłam się do chemii, dzisiejszej kobyły z całej organicznej, którą pewnie ledwo-co-zaliczę, przez co nie będę mieć motywacji na dogłębniejsze jakieś te tam te, co?, no straciłam wątek, ale póki mam energię (Kościół Kaszy Gryczanej) i póki mej mamy nie ma w domu, powypisywałabym sobie tą biologię. Coś miałam, ach, no tak bardzo chciałam nawiązać do jakiegoś poczucia misji, gdy wymyślałam sobie w jakim kierunku podążę, pisząc tą życiową notkę, ale już nie pamiętam o co chodziło, więc po prostu pozwolę sobie przypomnieć Maynardową nutkę, Maynardowo-MilowąJovovichową:



Moje poczucie misji kończy się na tym, iż odliczam minuty do końca tego tygodnia, co, oł dzięki Ci, Maynardzie, nastąpi już w środę, chociaż.. i tu powinno nastąpić wyliczenie miliona spraw, które mam do załatwienia, mimo że już napisałam, muszę napisać nowy, świeższy list do Aliny też i skoro trochę czasu będę mieć, priorytet nadam jakimśtam odświeżeniom pseudo-towarzyskim. Poużalałabym się jeszcze trochę, ale jak-zwykle nagli mnie czas, jutro będę miała z głowy biologię, a w środę matmę (o ile zaliczę). Nie wiem jakie wnioski, jestem zmęczona, no, tak szalenie egzystencjalnie jak wszyscy, KAWY I CUKRU I SŁOŃCA, jednak nie lubię tej zmiany czasu, "możemy udać, że hibernacja zimowa jest w naszym klimacie czymś naturalnym", nie ko-ko-ko-kocham już tak jedzenia, jak ostatnio, na co bardzo się cieszę, bo to jeden z nielicznych zdrowych objawów u mnie na tym polu ostatnio, tak się na sobie skupiam i skupiam, ale pozdrawiam, kosiam, pamiętam, CHEERS!




Nie stać mnie na nic ambitniejszego. AJM ŁEJTIIIN, IN MAJ KOLD SEL, ŁEN DE BEL BIGINS TU CZAJM.. RIFLEKTIN ON MAJ PEST LAJF.. Tak, jak mi się chce myśleć o czymkolwiek innym niż o własnym łóżku/transkrypcji i translacji, wkręcam sobie, że fajnie jest powrócić do kodżeni wraz z Kojakiem i Iron Maiden. Ale don't worry, nie będę wkręcać, że aż tak jestem och och wycieńczona, zwłaszcza, że mimo pieprzenia bzdur o tym jak to mam dużo do nauczenia, sam akt uczenia się wygląda właśnie tak, że piszę tutaj teraz na tym durnym blożku, tudzież otwieram książki i się na nie patrzę, ale spoczi, nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Ciekawe co tam słychać w Samym Życiu, ostatnio Teresa uciekła, bo ją ruski porwały, ale uciekła i Iwan, który w tym czasie się odlewał, zrobił tą minę pt. ruska podkówka i mimo że był głodny, wyruszył, by ją złapać. Wbrew pozorom też mój nastrój wyraża funkcja liniowa o dodatnim współczynniku kierunkowym, hej! Z tej okazji pozdrawiam Paulę i pozdrawiam Kamilę.