piątek, 16 kwietnia 2010

Ajri ajri, in a different stajli.



No sori, tym razem nie Paula, ulubienica publiczności i mój towarzysz w extra zabawowych konfliktach kontekstów. Czemu zawsze płacze ze śmiechu na biologii? Nie wiem.. iniuniniu, balet, rybki. Nie mniej jednak oto Katarzyna, być może jutro się z nią spotkam, o ile nie będzie mnie zmuszła do jedzenia w Maku, zjedz zjedz chociaż sałatkę, jasne, jeść sałatki w maku to tak, jak... no, wszyscy wiedzą o co cho.

Jeszcze nawiążę do mojej matuli, co by tutaj śmiesznego przytoczyć, ehcik, no nie, ten blog z Paulowego toru przeskakuje powoli na mojomamowy. Wchodzę do pokoju, cholernie napalone, wiadomo, milion szlugów dziennie.
Izabella: Jeny, ale smog.
Mama: No tak, pyły organiczne, z tego wulkanu z Islandii.
Ja w zasadzie nie wiem właściwie o co w tym wszystkim chodzi. Chociaż nie, wiem, to interesujące i kiedyś chciałam być meteorologiem, synoptykiem, whatever, ale Ci, którzy wiedzieli, że ma być coś czuć, to czuli, jakąś siarkę w powietrzu, inni się nie cackali, czuć było gówno, mówili. Ja tam nie wiem, wiem jedynie, że nieco mi się nudzi i obglądnęłabym se coś, nawet już otworzyłam Galerianki (no tak, bo osobiste zetknięcie się to nie to samo co w końcu obejrzeć ten film), ale ta dziwna strona mi mówi, że heloł, z konta Taabalugaa już ktoś korzysta. Pewnie Karolka i Kamilko siedzą przy kompie i coś męczą, na spacer iść, a nie mi tutaj ten, albo chociaż blożka mi komciać, bo coś goło! No to cóż, tydzień uwieńczony jak zwykle Bio Wayem, choć z Elą tylko, no i cóż, mam na mordzie maść cynkową, moja mama mówi, że to barwy wojenne, toteż ok, tramwajem se na wojnę pojadę, paputki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz