
Święta.. święta, jak zwykle święta, co roku święta, odkrywcze. Myślę sobie teraz "Dżizas, ale się nażarłam, od jutra idę na jakąś dietę, bo grudzień nie był grudniem, to była PRZESADA!", nie żartuję w zasadzie, zapomniałam już nawet o idei bio-eko-cośtam.. nie mniej: *ociera łezkę wzruszenia* Dopiero po Tulu widać, jak te dzieci dorastają! Dopiero trzecie święta, a Dżulia wyrosła na dostojnego Danny'ego Carey'a! Krasy chop! Czy jakoś tak. Boże, zaraz umrę, po co ja zjadłam tyle tego sernika..? Nie no ok, jakoś się jeszcze wcześniej pilnowałam, nie nie, dzięki za pierogi, jeden naleśnik ze szpinakiem i rikotom, dwa razy troszkę sałatki, jeden kawałek łososia, marchewka gotowana na parze, ale nieueueue, jak przyszła pora na deser, to oczywiście trzy wielkie kawałki krowy (która wyszła lekko papkowata w tym roku, ale i tak to jedyny powód dla którego jeszcze moja rodzina mnie kocha) i ten sernik, dżizas, ten sernik mnie zgubił. ;( Znaczy tam walić wszystkie wszelakie konsekwencje (to o Tobie, Paweł, piszą o Tobie!), ale ja się teraz ruszyć nie mogę! A prezenciki no okok, kasa, ciuchy, kosmetyki, cośtam cośtam, słodyczy od groma (ej, podzielę się), parowar (TAK, DOSTAŁYŚMY Z MAMĄ PAROWAR! A Karolinka od Kamilka ekspres ciśnieniowy *zazdrośniczy luk*), portfel mój wymarzony (no, dzieci z Etiopii marzą o wodzie, a ja od miesiąca śliniłam się na widok tego portfela) i generalnie pogawędki o brwiach Lary Stone i torebkach Versace. *puszcza pawia* Nie, że Versace to paw, ja i tak się na tym nie do końca znam, tylko kurde potem już wszyscy poszli, ale nie, Iza siedzi dalej i zjada czwarty kawał sernika, mega-super-pysznego sernika. "No, ten sernik jest dietetyczny, z przepisu z TVNStyle, chciałam Ci kupić taką książkę o kuchennych rewolucjach, ale Twoje mama powiedziała, że i tak już jesteś za chuda!", no, tak za chuda, że piąta broda mi się zlewa z brzuchem, ale w sumie dzięki mamo, dzięki Tobie nie jestem już bankrutką.
Iza gotująca kajmak do krówki: "Mamo, chcesz wyczyścić garnek?" "Nie." *przychodzi mama z zamiarem wyczyszczenia garnka*, "Ale dżizas, łyżką! Łyżką!" Mama: "A czemu nie palcem? Iza: "Boo.. to prymitywne?" "Ok.". To by było chwilowo na tyle, nie piszę nic głębokiego, a bo i najchętniej walnęłabym się ledwo dysząc i nie myśląc o kupie, jaką ostatnio mam zamiast mózgu, a chyba nie wypada, myśleć nie, nie myślę, ale parzę właśnie sobie miętę czy inne coś.
A Izowy sylwester? Sylco? Dobrze, że nie obchodzę tego czegoś, bo byłoby mi przykro, że taka ze mnie mizantropka. Chociaż może, może może Gdynia?
Lasia 2010 też życzy smacznego, a co, jutro dzień zaczynamy od żarcia! Ojej, to już zaraz, zaraz zaczynamy jutro, a ja taka nieogarnięta. I co, narodziło Wam się po Chrystusie? Bo mi średnio.
