czwartek, 16 września 2010

MMMMMMMMMMMMMMM, BUŁECZKI PAULI! AUUUUUUUUU! Myślę intensywnie jak je zrobić, albo jak sforsować Willema, coby mi przysłał roczny zapas, ale nie, no błagam, codziennie nie mogę, ajajajajajajajajjaja, ile ja bym rzeczy zjadła.. cośtam cośtam.

Ostatnio próbowano mi uświadomić, że za dużo się uczę, albo w zasadzie, że mówiąc, że nie wyjdę w weekend z domu, bo muszę się uczyć biologii, gadam bzdury, otóż właśnie zrozumiałam mój tok myślenia, jako, że następnie nawet w powyższe (że bzdura) uwierzyłam, a jest on (tok) taki perspektywiczny, (pozdrawiam mój tok myślenia, joł szacun dla mnie za instynkt joł) wiedział azaliż wcześniej niż ja, że "uczyć biologii", obejmuje także nauczenie się matmy, której jest dość sporo na środę, nauczenie się fizyki, której jest jeszcze więcej, na piątek, przeczytanie do końca Ludzi Bezdomnych, bo jak mi się książka zamknęła na twarzy jakoś w zeszłą sobotę w nocy, tak nie wiem gdzie skończyłam, a także generalne odrobienie wielu prac, poprzeglądanie terminów z polskiego, wybranie tematu na prezentację et cetera, et cetera.. tak więc puenta jest następująca: nigdy nie wierz, Izo Izie, gdy Iza uważa, że nie ma się czego uczyć, gdyż otóż, prawda, zawsze coś się znajdzie. Toteż teraz idę obczajać sprężyny i jeść makaron ze szpinakiem, papa. Czyżby wszystko kręciło się wokół jedzenia? Nio.