wtorek, 22 czerwca 2010

Let's go get lost, let's go get lost.

No hej. Damn, właśnie przeczytałam sprawozdanex Rysia i zrobiłam się głodna, bo zapomniałam wspomnieć o naszym powrocie (i jakimś cudem zdążeniu na Autobus Mojego Przeznaczenia o 2:40 dnia wczorajszego, gdyż otóż zawsze z jakichkolwiek imprez i koncertów wracam nim do domu).. ale ja wtedy byłam głodna, o kurde. Właśnie ładuje mi się odcinek Grey's Anatomy, to ja może zrobię coś niezwykle pożytecznego i opowiem co bym zjadła. Po pierwsze.. jakąś świeżą bagietkę, z masłem, salami, serkiem brie i majonezem (o kurde.. aaaaaaaaaaaaaargh), na dodatek jakąś dobrą drożdżówkę z mnóstwem kruszonki i lukru (fdshfusdfhd), jeszcze taki jakiś wiejski chleb z serkiem almette czy KURDE CHOCIAŻ JAKIMŚ Z BIEDRONKI ZA 2ZŁ! COKOLWIEK! LUDZIE! UMIERAM! Nie, ok, jeszcze mam ochotę na frytki i paluszki solone i ciastka owsiane i naleśnika ze szpinakiem (hehe, dzisiaj go zjem w BioWayu) iii malinowy mus i jakieś pyszne, naszpikowane rodzynkami i bananami musli, no tak, no tak.. ok, jestem normalna, wbrew pozorom. Mam jeszcze ochotę na pierniki, które dostałam od Adama z Torunia, które nadal leżą, bo nie było okazji, jeszcze może naa szejka czekoladowego. Jeszcze bułka z dżemem. I tosty z serem. Iiii jakieś duże, zielone, słodkie jabłko. I wypiłabym sobie posłodzona kawę, tzn. kocham kawę, bez cukru zwłaszcza, ale nie piłam takiej słodkiej od jakichś dwóch miesięcy i właśnie mam ochotę. Koniec.



Zdałam sobie sprawę, że tego zdjęcia nigdy tu nie było, a bardzo je lubię, toteż wstawiam, a przedstawia ono Paulę, Elżbietę i Izabellę tam, gdzie będą studiować.

To było dziwne, będzie dobrze, Iza, już, spokojnie. To teraz czas na jakieś filozoficzne rozważania, żeby zachować tą równowagę mojej żałosności. Lubię pierwsze nutki "Around the World", nastawiłam sobie na budzik nawet, ale to znaczy, że szybko mi zbrzydną Redhoci, eh, pamiętam moją pierwszą koszulkę, piąta klasa, kupiona na jarmarku zimowym Red Hot Chili Peppers, a potem puszczałam na magnetofonie GRUNDIG Californication i sobie tańczyłam... mały profan Iza, tak, to ja. Ok, dość tych wspomnień, niebo jest chyba niebieskie z lekkim zachmurzeniem, a szkoda, bo gdyby było szare, ten odcień szarości sądzę, że by mi sprzyjał. To teraz wyruszę pod prysznic, a następnie do Gdańska nażreć się z Elżbietą szpinaku. Paputki.