No hej, byłam wczoraj wieczorem z Ewą (Mamą) na Harrym Potterze, super fajnie wporzo kól, nie jestem fanką tych ekranizacji samych w sobie, (nie mniej jednak marzę o dniach, w których nie wychodząc z łóżka obalę sobie caałą sagę, pozdrawiam dwutysięcznejedenaste-po-maturze) ale dość wiernie odwzorowana genialna książka i Ron i w ogóle kolory i klimat, no podobało mi się, nie powiem, że nie! Kasia nic nie napomykała od dwóch tygodni, a ja nie spodziewałam się, że pójdzie na premierę, toteż i nawet bez sensu byłoby przypominanie się i naciąganie, bo ja to taki komisarz Zawada. Ale powracając.. moja Mama jak na mamę przystało przekręca 80% nazw własnych, ale i tak wykazuje się sporą cierpliwością, jak wracałyśmy późnym wieczorkiem, nota bene na piechotę w większości, oczywiście opowiedziałam jej całą resztę Siódemki. I tak uważam, że sporo pamięta i wie i rozumie i jej się podoba, jak na mamę oczywiście. Ale teraz mój blożek zszedł na tor maminy, naprawdę, tu i tam Paula&Kamilka, jeszcze jedzenie, teraz mama. No a łącząc dwie ostatnie tematyki, warto by wspomnieć po kim odziedziczyłam wszelakie sprzeczności. Sprzeczności.. ba! Skrajności! Ładnie to odzwierciedla fakt, że pierwszy mąż mojej mamy miał 1,60m, a drugi 2m, jeszcze rok temu, jak ważyłam tylko kilka kg więcej niż teraz, nazywała mnie samicą nosorożca, a teraz zmusza do jedzenia, bo ponoć mam anoreksję, nie wiem ku czemu dążę wprowadzając ten wątek, więc zmienię temat jednak. Właśnie piję pokrzywę i myślę od czego by tu zacząć, w tym morzu góóóówna. Wczoraj też od rana siedziałam na Gnilnej i z chemii jestem zadowolona jak cholera, nieorganiczna wydaje mi się teraz aż za prosta, ale biologia.. Znowu w środku nocy dzisiaj chyba się walnęłam o ścianę czy cóś, ale w takim półśnie tylko słyszałam w głowie kartenoidy, karoteny, ksantofile, fukoksantyna, glony, fotosynteza, chromoplasty, PRZYWAB PRZYWAB PRZYWAB. To jest psychodela, ale wolałabym, żeby mi się tak wkręcało z powodu tego, że cokolwiek wiem, a nie stricte odwrotnie. Eh. No to cóż.. poczekam aż Mama wstanie, wypiję kawę, zjem śniadanie, pójdę z Misią i będę siedzieć nie rozróżniając matematyki od wosu i chemii od polskiego. Czoło mnie swędzi i nie mogę pić mleka, nie przeżyję, swojej hipochondrii przy okazji też, ale to nie moja wina, że ciągle kurde coś i się okazuje, że mam to i to i tamto, już nigdy nie pójdę na badanie krwi, bo się okaże, że powinnam już 10 lat nie żyć. Ok, koniec tej elokwencji o poranku, jestem głodna, wstawaj Ewka!
Tak, napisałam to koło siódmej, ale jestem dopiero teraz tu, gdyż wcześniej nie miałam internetu, ostatnio ciągle są z nim problemy, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak załaduję sobie Grey's Anatomy, to nie mogę obejrzeć, bo net wariuje. Tak sobie czytam samą siebie i mam ochotę zawyć MAAAMOOO, W MYŚLACH CIĘ KOŁYSZĘĘĘ, LIST DO CIEBIE PISZĘĘĘ.., to ostatnia notka o takim charakterze, ja mam wysypkę na powiekach nawet i lejęę na szkołę jednak, a co! Naprawdę, nie jestem w stanie niczego ruszyć, jem tylko setną kanapkę z miodem i serem z kolei. Cześć.
