czwartek, 18 marca 2010

BEZ TYTUŁU BEŁKOT RADOSNY

Och och, jakże cudownie. Może nie tak całkowicie, bo mam ochotę pójść spać, a mam jeszcze do nauczenia się chemii i trochę biologii, jednakowoż, nevertheless, wykonując dziwny taniec (nie wykluczam, że jest to taniec godowy, nigdy nic nie wiadomo) śpiewam sobie BrOłKeen, LUkIN Ap Tu Si di EnEMii ;))p)):))0;))))), cóż za emocje towarzyszą mi, gdy po raz co najmniej pięćsetny słucham właśnie Undertow Tool'a. Mam również to super extra zarezerwowane na Radosne Oczekiwanie Na To, Co Przyniesie Los, uczucie; no dobra, pieprzę bzdury, ale cóż to jest za tydzień, co za tydzień jest, właściwie nikt tego nie wie i wie to każdy, acz tylko Paulina moja piękna zgrabna i powabna blond sex bomba WIEEEE, ona WIEEEEE!

To był bełkot pijańczy, choć w zasadzie wypiłam dziś tylko 3 kubki zielonej herbaty i trochę ponad 1,5l wody mineralnej niegazowanej Primavera. Nie mniej jednak 8 dni już nie piję kawy i jest mi z tym dziwnie, ale nie płaczę ani nie walę głową w ścianę, piszę wiersze i ryję cyrklem, choć takowego nie mam.

Z okazji zdobycia bieguna przez tego tam niepełnosprawnego Jasia czy innego Stasia (Stanisław to mój syn, który ma jakieś -5 lat), a właściwie z okazji uderzenia w ten bardziej pozytywny biegun mojej dwubiegunowej dziewiątej jaźni, strzelę tu jakąś focią, coby przypomnieć sobie, co lubię robić oprócz leżenia na boku i machania nóżkami.



Tak, ja też nie wiem o co chodzi, ale rozczuliłam się, jak sobie przypomniałam, że żeby zrobić to dolne zdjątko, musiałam położyć się na trawie w Karpaczu i zapewne zabić dziesiątki żywych organizmów bytujących wówczas pod mym niewątłym ciałem.